wtorek, 2 listopada 2010

Jesienne klimaty


I nadeszła jesień... Piękna, wielobarwna, ze spadającymi liśćmi, chłodnymi rankami lecz słonecznymi dniami. Taka, jakiej chyba jeszcze nie przeżyłam. Bo nigdy pod koniec października nie brodziłam w jeziorze na wysokości ok. 2000 m n.p.m. Moja ormiańska jesień była podróżnicza, w miłym towarzystwie, ze wspomnieniami, które pozostaną. Odwiedziłam nieznane dotąd tereny Armenii i Gruzji. W Armenii jestem ponad pół roku i mogę powiedzieć, że już ją trochę znam, geograficznie i kulturowo, w Gruzji byłam powtórnie. Wciąż nie mogę się zdecydować, który kraj bardziej mi się podoba.

Czy nadal prowincjonalna, ale niezwykle gościnna Armenia, która jest mi domem od kilku miesięcy czy o wiele bardziej zeuropeizowana Gruzja, gdzie bandy nastolatków, ubranych w „rurki” z wyprostowanymi, zaczesanymi na bok włoskami spotykają się przed wejściem do metra Rustaweli w Tbilisi niczym przed stacją Centrum w Warszawie?
W Tbilisi można poczuć się jak w typowo zachodnim mieście. Pośpiech w metrze i na ulicach, znane marki i drogie knajpy (w niektórych nie można nawet znaleźć gruzińskiego piwa, tylko jakiś heineken i inny löwenbräu).



Widać, że Gruzja ciągnie do Europy. Świadczy o tym widoczna, zaraz obok gruzińskiej, unijna flaga powiewająca przy każdym niemal ministerstwie. Ubrani według najnowszych, zachodnich trendów młodzi ludzie są pewni siebie, nawet zuchwali, nie widać kompleksów na ich twarzach.





O wiele częściej niż w Armenii mówią po angielsku. W końcu od kilku lat trwa tam program rządowy, który zakładał sprowadzenie do kraju tysiąca dwustu obcokrajowców, którzy w gruzińskich szkołach mieli nauczać dzisiejszego lingua franca. Oczywiście te zmiany w największym stopniu dotyczą stolicy. Każda stolica świata zmienia się najszybciej, chłonąc te dobre jak i mniej pozytywne cechy globalizacji. A jednak leżąca nieopodal inna stolica – Erywań, chociaż także ewoluuje, ma wciąż specyficzny charakter.


W Armenii bardziej niż w Gruzji czuć postkomunistyczny klimat. Dla pań – szpilki i ostry makijaż, a dla panów buty z czubami i święcący garnitur, niekiedy jeszcze białe skarpetki – to zestaw obowiązkowy. Po stołecznych ulicach mkną bentleye, a nieco dalej już łady. Ludzie mówią: wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Młodzież zna tylko jeden kierunek wyjazdu: USA. Mimo to, większość społeczna (i rządowa) woli „współpracować” z Rosją. Pewnie według zasady: wróg, ale swój.
Oba kraje łączy jednak geografia. Istnieje jeszcze wiele nieodkrytych i nieskomercjalizowanych zakątków na łonie natury. W wielu miejscach przy tzw. atrakcjach turystycznych można rozstawić namiot i nikt nie będzie robił problemu, ba! Jeszcze zaprosi, aby wypić za polsko-gruzińską przyjaźń tudzież za ormiańską i polską trudną historię.



Europa czy Azja? Azja czy Europa? Wielu intelektualistów łamie nad tym głowy. Jeszcze nie Europa, ale już nie Azja. Po prostu Kaukaz! Wszystko tu jest takie.... różne, niejednoznaczne, przepych miesza się z biedą, wyrafinowana myśl społeczno-polityczna z prowincjonalnym, wąskim spojrzeniem na świat. Pomyślałam sobie, że Kaukaz jest trochę jak ..... Stany Zjednoczone. Nie chciałabym tam mieszkać, wiele rzeczy razi, zniechęca, odrzuca, a jednocześnie jest tam coś co sprawia, że chcemy wracać i czujemy się tam swobodnie.

Dokładnie za siedem tygodni wyląduję na warszawskim lotnisku. Tymczasem pozostało mi jeszcze trochę czasu, aby chłonąć atmosferę tego regionu świata, który już jest częścią mnie.

Po kolorowej jesieni śladu nie ma. Zaczęło padać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz