sobota, 20 listopada 2010

"Nasi chłopcy nie palą"

W czwartek (18.11) byliśmy w Tegh. To rodzinna wieś Nune, naszej koordynatorki. Zresztą nie tylko jej. Prezydenta Armenii także. Ich ojcowie się przyjaźnili. Serż Sarkisjan urodził się wprawdzie w Stepanakercie, ale stąd wywodzi się jego rodzina. Teraz nadal utrzymuje tu dom. Ale ja nie o tym chciałam...

Pojechaliśmy do miejscowej szkoły zrobić prezentację. Była to bardzo ciekawa wizyta. Okazuje się, że na końcu świata jakim jest Tegh, to prawie już Górski Karabach, istnieje najszczęśliwsza szkoła w Armenii. No dobrze, może najszczęśliwsza jaką ja widziałam. Ale to drugie zdanie nie wyklucza pierwszego.

System edukacji w Armenii zakłada od niedawna dwanaście klas. Było jedenaście, ale ze względu na reformę w przyszłym roku będzie dwunasta klasa. W szkole uczy się stu osiemdziesięciu sześciu uczniów. Jest to niewielka wiejska szkoła, każdy rocznik ma jedną klasę.

- Każdego roku mamy ok. dwudziestu absolwentów – mówi Gjulnara Dżahangirjan, dyrektor szkoły. (Nie wymyśliłam tego! Ona naprawdę tak się nazywa!) Ubrana jest w czarną spódnicę, przylegającą do ciała bluzkę tego samego koloru, na środku której wystaje kokarda z plastikowym guzikiem. Pomarańczowa jak dynia marynarka rozjaśnia całość ubioru. – W poprzednim roku dwanaście osób poszło na studia wyższe - przedstawia sytuację pani dyrektor. Co jest obecnie popularnym kierunkiem studiów w Armenii? Uczniowie wybierają sławny w całym kraju Państwowy Uniwersytet Lingwistyczny im. Walerego Briusowa, medycynę czy ekonomię.

Siedzimy w gabinecie, który jest zapewne najładniejszym pomieszczeniem w całej szkole. Ścianę zdobi zdjęcie prezydenta, a na półkach poukładane są naręcza sztucznych, wielokolorowych kwiatów. Dostajemy mocną ormiańską kawę (espresso to przy tym niewinny soczek; sama się dziwię dlaczego nigdy nie odmawiam) i cukierki. Szefowa szkoły to kobieta o miłym usposobieniu, wcześniej uczyła ormiańskiego. Od dwudziestu pięciu lat pracuje w szkolnictwie, od dziesięciu szkoła jest pod jej opieką. Obecnie prowadzi lekcje psychologii. Nie są obowiązkowe, ale stwierdziła, że przyda się to uczniom. Myślę sobie, że jest tu lubiana.

- Nasi chłopcy nie palą – mówi z nieukrywaną dumą pani Gjulnara, jakby to było osiągnięcie równe co najmniej wygrania indeksu wyższej uczelni w ogólnokrajowej olimpiadzie przez każdego z nich. – Nie tylko nie palą oficjalnie. Oni wcale nie palą, nie ukrywają się – zapewnia nauczycielka i dodaje – Myślę, że jest to wyjątek na skalę kraju. Ma rację. Nie tylko w Armenii, ale i w całym regionie mężczyźni od wczesnych lat nastoletnich palą papierosy na potęgę. Nie wiem czy tak jest w każdym kraju biednym lub rozwijającym się, ale zauważam taką prawidłowość. Jakby to był jeden z niewielu luksusów, na który mogą sobie pozwolić. Wyczuwam w tym także element przynależności do grupy „poważnych, dorosłych mężczyzn”, którzy, aby takimi być muszą palić. Wszędzie! W całym tym „byciu poważnym” pomaga fakt, że papierosy są bajecznie tanie, nawet dla tutejszych. Paczka Marlboro kosztuje ok. 4 złotych. Ale to raczej wyższa półka, większość innych paczek jest tańsza.

Oczywiście palenie to zajęcie godne wyłącznie mężczyzn. Kobieta nie tylko nie powinna, ale nie może palić. Co z tego, że w domu jej ojciec, dwóch braci i wszyscy kuzyni wypuszczają w powietrze kłęby nikotynowego dymu. Jeśli którykolwiek z nich zobaczyłby ją z papierosem w ustach, miałaby zapewne wielką awanturę zakończoną zakazem wychodzenia z domu. Zresztą i tak nie miałaby już po co z domu wychodzić, bo żaden z kolegów jej braci czy kuzynów nie chciałby się z nią umówić. Palenie kobiet w Armenii to prosta droga do staropanieństwa. Tak, ten termin tutaj jeszcze funkcjonuje i ma się całkiem dobrze.

Ja, jako przedstawicielka Polski (w której ostatnio ku mojej radości wprowadzono zakaz palenia w miejscach publicznych) i niepalącej części społeczeństwa, rozumiem entuzjazm pani dyrektor i z uznaniem kiwam głową. Nie sądzę, abym jeszcze spotkała coś podobnego w tym kraju.

Zgadzam się, że tutejsi chłopcy to bohaterowie, ale czy tylko niepalenie przez nich papierosów sprawia, że cała szkoła jest taka szczęśliwa?

- Nasi uczniowie są bardzo zżyci z nauczycielami. Czy zauważyliście, że mamy tu młodą kadrę? – uśmiecha się nasza rozmówczyni. Faktycznie, wykładowcy to ludzi często młodsi ode mnie. Pani dyrektor zapewnia, że kontakt z młodzieżą jest rewelacyjny. – Gdy tylko przyjeżdżają na weekendy ze studiów, pierwsze co robią to przychodzą do szkoły. Zresztą wielu obecnych nauczycieli to nasi absolwenci – chwali się kobieta. To pomaga utrzymać szacunek do szkoły. Kiedy dzieciaki z Tegh wyjeżdżają na studia do Erywania, spotykają tam innych młodych, którzy jak to zwykle bywa, narzekają na „budę” i cieszą się, że już nikt ich nie zmusza, aby do niej chodzili. Wtedy uczniowie z Tegh dziwią się i przekonują, że ich szkoła jest super i że z chęcią wróciliby tam.

Szkoła nie wiele różni się od innych w regionie. Ściany wymagają gładzenia, malowania i czego tam trzeba, aby nadać im przyzwoity wygląd. Podłoga to niemalże sam beton. W klasach stoją stare ławki, skrzypiące drzwi się nie domykają. Przez wiele lat nie było zajęć wf-u. Dopiero niedawno powstała sala gimnastyczna. Szkoła napisała projekt, wygrała konkurs i dostała dofinansowanie. Spośród ponad dwustu szkół-kandydatów, wybrano dziesiątkę zwycięzców.

Wioska Tegh znajduje się tak blisko Karabachu, że wojnę sprzed szesnastu lat musiała czuć na własnej skórze, jak to się mówi. Istotnie, serie z karabinów przelatywały przez okna. - Lekcje nie zostały wstrzymane nawet na jeden dzień – mówi z satysfakcją pani dyrektor. – Były skracane, przerywane, ale ciągłość została zachowana - wspomina. Słucham tego i myślę, że ludzie w obliczu zagrożenia wykazują niewiarygodną wprost determinację wobec rzeczy, których często nie mają ochoty robić w normalnych warunkach.

Kiedy wychodzimy z budynku odprowadza nas spora grupa uczniów, nie spuszczając nas z oczu. W oknach widać zaciekawione naszą obecnością twarze.

Ta wizyta pozytywnie mnie nastroiła. Nawet senna, zdawać by się mogło, zapomniana wioska na południowym wschodzie Armenii może być przyczółkiem szczęścia. Ono jest rozpatrywane w wielu kategoriach. W większości krajów na świecie szczęście jest czymś innym niż nam, tzw. zachodnim społeczeństwom się wydaje.

Ruszamy spod szkoły, a nasza łada telepie się po wyboistej, pełnej dziur i kamieni drodze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz