poniedziałek, 17 maja 2010

Urodziny po ormiańsku


Po zajęciach angielskiego dla dzieci, przyjechała po nas nasza koordynatorka Karmen z mężem o imieniu: Meher. Zostałyśmy zaproszone na urodziny Dawida, który jest najmłodszym bratem Mehera. Impreza była plenerowa. Gdzieś na skraju rzeki z widokiem na zielone góry. Stoi tam na pół zakryty budynek. Długi, betonowy stół na jakieś trzydzieści osób jest pod dachem, ale nie ma frontowej ściany. Z przodu kręcone schody prowadzą na mały taras, z którego widać okolicę. Do budynku przylega zadaszone miejsce na grilla. Na co dzień odbywają się tam lekcje dla dzieci z pobliskiej wioski. Dzieciaki jeszcze były kiedy tam przybyliśmy. Czułam się jak na znanych z telewizji reportażach z najdalszych zakątków Afryki. Szłam otoczona gromadą maluchów, które śledziły każdy mój ruch. Przyglądały się zaciekawione lub wybuchały śmiechem z sobie tylko znanych powodów. Dostałam nawet bukiet polnych kwiatków od małego dżentelmena.

Przyjęcie owszem odbyło się, ale najpierw trzeba było je przygotować. Mężczyźni zajęli się grillem – a jakże! Kobiety robiły sałatki i nakrywały do stołu. Wszystko było doskonale zorganizowane. Zostały przywiezione sztućce, talerze, szklanki, serwetki. Po godzinie zasiedliśmy do stołu. Była to zabawa w najbliższym gronie: rodzina i znajomi solenizanta – dwadzieścia osób.


Stół, gdyby był z drewna, uginałby się od ilości dań. Znalazłam tam min. znany na całą Armenię, robiony w Goris słony ser, marynowane pomidory, ogórki, paprykę, pastę z fasoli, bardzo smaczną zresztą, coś na kształt naszych gołąbków, obowiązkowo lavash i jeszcze drugi rodzaj chleba. Ponieważ kolendra dodawana jest do prawie każdego dania w Armenii i tutaj jej nie zabrakło. Nie sądzę, abym kiedykolwiek przyzwyczaiła się do tego smaku.

Ilość alkoholu, którą zobaczyłam przeraziła mnie. Zostałam jednak mile zaskoczona, a tym samym potwierdziły się opinie dotyczące Ormian i "procentów". Armenia jest jedynym krajem byłego Związku Radzieckiego, w którym nie było izby wytrzeźwień. Upicie się uważane jest za duży wstyd. Jeśli już coś takiego ma miejsce, delikwent zawsze ma wokół siebie grupę wsparcia, która zadba o jego zachowanie i powrót do domu. Mimo, że w Goris miejscową wódkę (z morwy) pije się często np. do obiadu, kultura w tym względzie zawsze jest zachowana. Za każdym razem kiedy chce się wychylić kieliszek, trzeba wznieść toast. Jest to bardzo miły zwyczaj bo toasty są serdeczne, często skierowane do obecnych przy stole gości. Na urodzinach Dawida toasty były wielokrotnie wznoszone, po uprzednich dłuższych bądź krótszych przemowach, nikt się jednak nie upił. Nie trzeba było także nikogo na siłę odciągać od stołu, bo pije „piętnastego ostatniego”, jak to często w Polsce bywa.

Po daniach głównych przyszła pora na deser. Dawid dostał pomarańczowo – kiw(i)owy tort. Ormianie uwielbiają słodycze, herbata, a w szczególności kawa leją się tu strumieniami.


Jako goście z zagranicy, a do tego kobiety, wzbudzałyśmy spore zainteresowanie. Byłyśmy także, nieco na siłę zachęcane do tańca, który stanowił ważną część imprezy. Sposób tańca jest w Armenii podobny do tego, jaki widziałam na Bliskim Wschodzie, charakterystyczny szczególnie dla mężczyzn. Potrząsa się szeroko rozłożonymi ramionami, podnosząc na zmianę nogi. Widać, że wszyscy świetnie się przy tym bawią. Tańczą starsi i młodsi, kobiety i mężczyźni. Na koniec wszyscy razem posprzątaliśmy miejsce spotkania, a dwudzieste pierwsze urodziny Dawida zakończyły się przed dwudziestą drugą.

1 komentarz:

  1. witaj , chciałabym się z Tobą skontaktowac, mam kilka pytań dotyczącch Twojego wolontariatu. czy mogłabyś podac swój email, gdyz jeszcze go na stronie nie znalazłam. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń